Spotkanie przy szlaneczce
Zadanie, które dostali miało było proste, odnaleźć i przywieść Gambita. Jednak proste nie było... Minął tydzień, a śladu po Gambcie nie było. Mimo że poszukiwania Gambita prowadził sam Logan z pomocą znajomych Colossusa, poszukiwania utknęły w martwym punkcie. Zostało im ostanie miejsce, w którym mógł zatrzymać się Cejun, Stara Octownia. Legendarny hotel-klub, miejsce spotkań przestępczego półświatka na wschodnim wybrzeżu.
-Co,jeśli go tam nie będzie? - spytał Rosjanin znużonym głosem.
-Napijemy się - burknął Wolverin zaciągając się tanim papierosem.
-Myślę, że jeśli naprawdę nie chce być znaleziony, to go nie znajdziemy - dodał Piotr posępnie.
-Ma zdolności, to trzeba mu przyznać - mruknął niechętnie Wolverin. Od dłuższej chwili szli w ciszy, słońce powoli zaczęło chować się za kamienicami. Odeszli od głównej ulicy i skręcili na zachód. Kamienica Starej Octowni była wyrestaurowanym budynkiem z ozdobnymi balkonami, ornamentami o motywie ziół i kwiatów oraz bogato ozdobionym w liczne reliefy. Na parterze mieściła się restauracja, a na górnych piętrach pokoje hotelowe. Dwójka mężczyzn skręciła, mijając główne wejście, kierując się do wejścia bocznego, który prowadził do nocnego kluby Starej Octowni.
-Jesteś pewny tego znajomego? - wyburczał Wolverin widząc ochronę klubu.
Tak, Ivan na pewno podał nam dobrą wizytówkę - powiedział Piotr, wyciągając ozdobną kartę z portfela. Ochroniarze bacznie się im przyglądali. Piotr, podał pierwszemu ochroniarzowi kartę, ten ją uważnie przejrzał w dłoni następnie,wyciągnął skaner. W tym czasie dwaj inni przeszukiwali dokładnie Piotra i Logana. Po kontroli pierwszy grab oddał wizytówkę Piotrowi, po czym otworzył im drzwi do klubu.
Klub stanowiła rozległa piwnica, o miłym jazzowym klimacie. Meble były w całości drewniane, jak również scena, na której aktualnie grała jakaś afroamerykańska kapela. W półmroku sali panowały dwa kolory brąz i czerwień. Po zejściu ze schodów stanęli na chwilę rozglądając się, w klubie nie było jeszcze wielu gościu,a po poszukiwanym nie było śladu. Skierowali się więc do baru.
-Wódkę poproszę - sapnął Piotr, siadając na malutkim krzesełku barowym.
-Whisky z lodem - dodał Wolverin wyciągając cygaro. Starszy barman spojrzał na nich z ukosa, ale nic nie powiedział, zabierając się do realizacji zamówienia.
-Był tu może około dwudziestoparoletni Luizjańczyk, około metr osiemdziesiąt wzrostu, z dość specyficznym oczami - zaczął Wolverin jakby od niechcenia.
-Papa, tu as entendu ça? -powiedział nagle młodszy barman zapewne syn starszego, sądząc po podobieństwie - Na taki opis obraziłby się...
-Jeśli pytacie za każdym razem o Gambita w ten sposób, to nie wróże wam powodzenia - powiedział w końcu starszy barman, podając drinki.
-Jesteśmy już trochę znużeni... - mruknął spod nosa Piotr, sięgając po kieliszek.
I lepiej, że go nie ma, w Instytucie będzie spokój - dodał Wolverin wychylając własnego drinka. Mijały godziny, a gości przybywało, tak samo, jak wypitych kieliszków...
-Nie martw się Peter - powiedział Wolverin,kładąc rękę na ramieniu zasmuconego kompana - Profesor na pewno coś wymyśli w związku z twoją rodziną.
-To nie takie proste,nie łatwo wyjść czysto z bagna, mimo kaloszy - powiedział posępnie Rosjanin.
-Dwa razy Remy Martin - powiedział nagle nieznajomy mężczyzna wychylając się spomiędzy ogromnych ramion Wolverina i Colosussa. Jego kruczo czarne włosy ułożone były dość fantazyjną fryzurę niczym z mangi. Miał na sobie białą koszulę podwiniętą do łokci, czarną kamizelkę z fioletowymi zdobieniami,typowe spodnie w kant do garnituru również czarne. Tęczówki jego oczu miały kolor głębokiego fioletu. Wolverin wciągnął powietrze. Zapach wody kolońskiej był znajomy...
-Bonne soirée Sébastien - powitał go starszy barman.
-Quentin, miło cię widzieć znów za barem - powiedział czarnowłosy siadając obok Wolverina.
-Przecież nie zostawię klubu na głowie Nathana -odparł nieco wzburzonym głosem, wskazując głową na syna, który zagadywał od dłuższej chwili szczupłą brunetkę - Nic by z tego klubu nie zostało...
-Nie każda latorośl wyrasta na godnego następcę - burknął czarnowłosy, jego francuski akcent był czysty i wyraźny - A co u młodego ? - dodał po francusku.
-Nie śpi najlepiej ostatnio - zaczął przechodząc również na francuski - Jest rozdrażniony. Do tego nie przyjmuje zleceń. Co wkurza zainteresowanych...
-Ooo - wydobyło się ust czarnowłosego - to nic nowego. Gorszy okres.
-Gorszy okres ? -powiedział z wyrzutem - U niego humory trwają zazwyczaj parę godzin, może dzień, ale tydzień ?! W czwartek wzywałem karetkę!
-Kto oberwał? - spytał zaciekawiony mężczyzna.
-Jeden z Sycylijczyków. Nie wiadomo do końca, o co poszło. Chodząc słuchy, że powiedział coś niemiłego na temat Dariusa... -odpowiedział barman, czarnowłosy westchnął przeciągle słysząc dobrze znane mu imię.
-To śliski temat, nawet ja go nie poruszam... - mruknął popijając drinka.
-Z Dariusa podobno był kawał huja - wtrącił nagle Nathana przybliżając się - Ale ty przecież o tym wiesz Sebastianie.
-Był - powiedział sucho -I nie radzę ci mówić o nim w ten sposób, Remy ma bardzo dobry słuch i wbrew pozorom bardzo wybuchową naturę - skarcił wzrokiem młodszego barmana - Darius dla Remiego był kimś więcej niż tylko trenerem czy ochroniarzem, o czym Gildia woli milczeć...Słysząc historię o nim nie usłyszymy o prawdziwej relacji między nimi, tylko to, co Jean chce rozprzestrzeniać...
-To pewne ? -spytał cicho starszy barman - Będzie następcą? -Sebastian znów westchnął tym razem przymykając przy tym oczy.
-Jean zrobi wszystko by tak się stało... Ale jakoś wątpię by sam zainteresowany tego chciał, choć może nie mieć wyboru... -powiedział niskim głosem dopijając do końca pierwszego drinka.Obaj barmani potaknęli głową, po czym wznowili pracę.
Wolverin cierpliwe czekał, wiedział że Gambit prędzej czy później pojawi się w klubie. Piotr nie był przekonany, co rusz ziewał i proponował wyjście. Czarnowłosy Sebastian pił już szóstego drinka, ale znużenia nie było po nim widać. Siedział prawie nieruchomo na swoim krześle, sącząc koniak. Zbliżała się godzina trzecia. Klub był pełen. Sebastian od dłuższego czasu przyglądał się komórce.
-Patrzenie na nią nie sprawi, że zadzwoni -usłyszeli niski wybirujący mocą głos za sobą. Czarnowłosy na chwilę się spiął, ale sekundę później rozluźnił się i wstał. Wolverin w tym czasie przyglądał się uważnie przybyszowi.Był to wysoki mężczyzna, ubrany w stary nieco poniszczony czasem brązowy skórzany płaszcz, długi niemal do samych kostek. Na nogach miał zwykłe jeansy, a na stopach czarne trampki, głowę przesłaniał mu kaptur bluzy. Jeden mocniejszy wdech i jego wyczulony nos upewnił go co do przybysza.
-Mówiłem ci wielokrotnie, abyś tego nie robił na mnie - mruknął Sebastian,przybysz zdjął powoli kaptur. Kasztanowe włosy i czarno-czerwone oczy były nie do pomylenie...
-Nie mogłem się powstrzymać -mruknął z szelmowskim uśmiechem Gambit, witając się z czarnowłosym mocnym uściskiem. Przy którym czarnowłosy coś cicho szepnął na ucho Gambitowi, na co ten wykonał tajemniczy uśmiech.
-Nie spieszyłeś się mon ami - odezwał się jako pierwszy Sebastian.
-Przepraszam cię, coś mnie zatrzymało... -mruknął spoglądając kątem oka na x-menów.
-Gambit... -wywarczał Wolverin
-Szukaliście mnie tydzień, to jeszcze parę godzin możecie poczekać - wycedził Gambit, zabierając z baru naszykowaną przez barmana butelkę i dwa świeże kieliszki. Piotr przytrzymał rozgniewanego Logana za ramię. Gambit z Sebastianem oddali się w stronę vipowskiej loży.
Po dwóch godzinach cierpliwość Wolverina była na wykończeniu. Piotr przysypiał opierając się na blacie baru.Dopalał właśnie ostanie cygaro, popijając kawą, co rusz nerwowo zerkał w stronę loży. Gambit z czarnowłosym w najlepsze śmiali się właśnie, na co Logan zacisnął szczęki. Miał dość...
-Dawno się nie widzieli - rzucił znużonym głosem starszy barman.
-Taaa
-Passa coś was opuściła x-meni - znów odezwał się barman, tym razem jego głos zabrzmiał drwiąco. Logan zmarszczył brwi. Świetnie już pewnie wszyscy gadają o ich wpadce z Hydrą...
-Poradzilibyśmy sobie bez pomocy - burknął starając się ukryć złość.
-Ludzie Piotrowicza twierdzą co innego - ciągnął barman z satysfakcją - Pojawienie się Gambita było dla was niczym wybawienie z nieba.
-Masz problem?! -warknął Wolverin wzburzony.
-Gambit przysłużył się mojej rodzinie, jak również wielu innym w tym klubie - głos barmana stwardniał - Więc jak masz problem z nim. To masz go również z nami - mężczyźni mierzyli się wzrokiem, ręka barmana powoli zaczęła się obniżać w stronę lady. Zapewne tam barman trzymał swoją broń. Zaciskał pięść powstrzymując się od wysunięcia szponów.
-Quentin - usłyszeli za sobą głos Gambita. Barman natychmiast podniósł wzrok, a Wolverin obrócił się w jego stronę. Cejun szedł między stolikami, starając się kierować pijanym przyjacielem.
-Naszykować pokój? - spytał barman.
-Nie- odpowiedział Gambit - Transport - sapnął powstrzymując czarnowłosego przed potrąceniem się o idącego kelnera.
-On inaczej nie może ? - spytał z irytacją w głosie barman, widząc w jakim stanie jest jego klient. Gambit wzruszył lekko lewym ramieniem, na prawym miał uwieszonego Sebastiana.
-Bastian czekaj tu na mnie. Pójdę po rzeczy na górę i pojedziemy - powiedział Gambit sadzając czarnowłosego obok Wolverina. Bastian coś odburknął pod nosem. Barman postawił przed nim szklankę z wodą.
-To tylko głupi lot, weź się do kupy człowieku! -zbeształ oburzony barman - Idź na jakąś terapię. Zrób coś z tym!
-Byłem - burknął Sebastian - Wsadzili mnie do symulatora z paroma innymi osobami - czknął - Po pięciu minutach od wylotu otworzyłem drzwi... A za drugim razem przefasowałem przez ścianę. Koleś siedzący obok mnie prawie dostał zawału. Po wszystkim powiedział mi, że dzięki mnie przestał bać się latać, za to teraz boi się mutantów...
-Takie życie - odezwał się młodszy barman - szwagier Bułgara poszedł do takiego jednego uzdrowiciela z Tybetu, no wiecie, aby naładował go energią. A ten położył rękę na jego czole,pogładził go po udach i wziął za to półtorej bańki.
-I co podziałało ? - spytał Sebastian, starając się nie bełkotać.
Głowa go napierdala do dziś, a na udach dostał wysypki...
-Życie - bąknął Sebastian, potakując głową -To ja już wolę pić przed lotem, to bezpieczniejsza opcja.
-Szukasz transportu, może my cię podwieziemy - zaproponował Piotr,podchodząc do Sebastiana.
-A przy okazji zgarniecie Remiego do tego swojego instytutu - odburknął czarnowłosy, Piotr uśmiechnął się lekko - Mi to obojętnie - wzruszył ramionami - Ale nie wiem co na to Gambit.
-Zobaczymy - mruknął Piotr, widząc wracającego Gambita z żeglarską torbą na plecach.
-Transport załatwiony? - spytał Gambit.
-Ci tutaj się oferują -odpowiedział czarnowłosy powoli wstając.
-Nie ma mowy, pili -odparł wyciągając z kieszeni telefon.
-Daj spokój, z taksówką- zaczął Piotr, Gambit oderwał wzrok od telefonu - Odwieziemy twojego znajomego na lotnisku - czarnowłosy prychnął lekko na te słowa - A potem pojedziemy do Instytutu - Gambit nie wyglądał na przekonanego - Wolverin nie pił za wiele, zresztą jego wątroba działa szybciej niż u innych. Zapewniam cię, że jest w stanie prowadzić.
-Dobraa jedziem - machnął ręką Sebastian idąc w stronę wyjścia, Gambit westchnął, ale nie zaprotestował.Podniósł torbę, rozejrzał się po sali, po czym podał coś starszemu barmanowi, ten ze zrozumieniem kiwnął głową, chowając pudełko pod ladą.
-Trzymaj się - rzucił barman. Gambit podniósł tylko rękę, wchodząc z klubu.
Mimo iż w ciągu dnia bywało już ponad dwadzieścia stopni, noce nadal były chłodne. Wiatr znad zatoki niósł chłodną, wręcz lodowatą bryzę. Schował głowę pod kapturem bluzy, zapiął płaszcz lekko się gężąc. Mijała godzina piąta, słońce jeszcze nie wzniosło się ponad horyzont, ale już zaczęło się przejaśniać. Ruch na ulicach powoli się zaczynał, było widać pierwszych ludzi zmierzających do pracy. Idących niczym zaprogramowane zombi z termosami z parującą kawą pod ręką. Sebastian stał chwiejąc się to w przód to w tył, próbował zapalić papierosa, ale jgo zapalniczka nie chciała współpracować. Podszedł do niego wyciągając palec wskazujący prawej ręki, po chwili koniuszek jego palca zajarzył się jego mocą. Sebastian nachylił się odpalając papierosa. Po chwili wyciągając paczkę w stronę Gambita. Cejun pokręcił przecząco głową. Piotr wskazał kierunek, ruszyli zanim. Wolverin wyszedł jako pierwszy z klubu nie było go nigdzie widać.
-Nie palisz, prawie nie pijesz... Może jeszcze zaczniesz chodzić do kościoła ? - bąknął z udawanym oburzeniem, gężąc się. Koszula i kamizelka nie dawały za wiele ciepła.
-Taaa. A ty nawet pogody nie sprawdzisz wyjeżdżając - mruknął zdejmując płaszcz.
-Nie trzeba wytrzymam - Gambit nie rezygnował - Nie lubisz tego robić...
-To nic...
Piotr szedł przed dwójką,co jakiś czas zerkając w tył. Nie było pewności czy Gambit nie wystawi ich do wiatru. Pojawienie się czarnowłosego było dużym zaskoczeniem. Piotr nie od razu go rozpoznał. Gdy pracował dla rosyjskiej mafii dużo się na słuchał o Nowo Orleańskiej Gildii Złodziei. A w szczególności o dwóch osobach, które ją wzniosły na pierwsze miejsce. Pierwszym oczywiście był Gambit, czyli RemyEtienn LeBeau młodszy adoptowany syn Jean-Luca LeBeau szefa Nowo Orleańskiej Gildii Złodziei, obecnie jedyny spadkobierca po śmierci pierworodnego syna Jeana. Oraz Sébastien Baptiste d'Orano zwany Shadow, osoba budząca chyba jeszcze większe kontrowersje niż sam Gambit, co była nie do pomyślenia. Kiedy Shadow dostał się do Gildii, Gambit chodź młodszy był dla niego rywalem, w późniejszych latach ich relację diametralnie się zmieniły. Z rywali stali się partnerami, którzy wspólnie wykonywali najbardziej szalone i niebezpieczne zlecenia. Wraz z narastającą sławą dwójki,narastały również plotki. Orientacja Shadow była szeroko znana,jak również wpływ, jaki wywierał na Gambita. Konserwatywny Jean najwyraźniej miał dość podobnych plotek. Shadow został wydalony z Gildii oraz dostał zakaz prowadzenia swojej działalności na terenach Gildii. Jak również według plotek zakaz zbliżania się i kontaktowania z Gambitem pod groźbą śmierci. O ile zakaz współpracy z nim, większość osób przestrzegała bojąc się konsekwencji ze strony Gildii. To zakazu spotykania się najwyraźniej dwójka nie przestrzegała. Piotr właśnie przystanął spoglądając na idącą dwójkę, cicho rozmawiali. Shadow nadal miał problemy z równowagą, jego chód przypominał momentami bardziej rybaka na rozhuśtanym kutrze niż spacer po chodniku. Gambit właśnie zdjął swój płaszcz podając pijanemu. Czarnowłosy nałożył go na siebie. Gambit przystanął zacisnął pięści, po chwili jego ciało rozpromieniało ciepłe światło, które po chwili zgasło.Zaniepokojony podszedł.
-Wszystko w porządku? - spytał starając się, aby nie ukazać swego niepokoju.
-Oui, tylko się ogrzewam -odparł Gambit ruszając i wymijając Piotra. Od jego ciała biło wyraźne ciepło. Mimo chłodu nocy, Cejunowi najwyraźniej było ciepło, mimo iż szedł w samej bluzie z krótkim rękawem i kapturem.
-Grzejniczek - zarechotał lekko Shadow, na co Gambit lekko się uśmiechnął.
Po niespełna dwóch minutach bylina miejscu. Wolverin czekał na nich opierając się o x-vana.
-Widzisz nie ma co się martwić. Ta kolubryna pewnie jest opancerzona - zakpił z auta Shadow.
-Ma wzmocnione szyby... -bąknął Piotr, słysząc komentarz. Gambit miał kamienną twarz,nie rozumiał czemu tak bardzo nie chciał jechać.
-Pakujcie się ptaszyny - rzucił Wolverin siadając za kierownicą. Dwójka złodziei usiadła na tylnym siedzeniu, Piotr obok Wolverina.
-Coś nie w sosie jesteś Gambo - burknął uszczypliwie pod nosem Wolverin, stając na światłach.
-Jedź i nas nie zabij -odparł, opierając się o drzwi i wbijając wzrok w szybę. Shadow podniósł wzrok znad komórki, którą od dłuższego czasu przeglądał.
-Gambit ma mały, ale, do pijanych kierowców, a w szczególności do tych, którzy prowadzą, kiedy on jest pasażerem- rzucił Shadow z kwaśną minął. Gambit odwrócił głowę od okna.
-Bastian? - powiedział z wyrzutem do przyjaciela.
-No co?- odparł szybko - Ale Jean nie zrobił tego przecież specjalnie...
-No tak, bo przecież Jean to przykład... - uciął zdenerwowany. Shadow odwrócił wzrok, po chwili wyciągnął piersiówkę z pod kamizelki upijając z niej łyk. Gambit zmierzył go nieprzychylnym wzrokiem.
-No co zaczynam trzeźwieć -obruszył się Shadow.
-A co mi tam - mruknął pod nosem Gambit wyciągając z dłoni czarnowłosego piersiówkę nim ten zdążył zaprotestować.
-To nie jest... - pisnął czarnowłosy widząc jak przyjaciel duszkiem wypija spory łyk. Po przełknięciu oczy Gambita nagle się rozszerzyły.
-Merde... - wykrztusił, a jego oddech gwałtownie przyspieszył.
-Ty weteran, zatrzymaj ten czołg!- krzyknął do Wolverina, na co kierowca wywarczał coś pod nosem.Ale spełnił prośbę, szczególnie, że zachowanie Gambita wzbudziło w nim niepokój. Niemal natychmiast po zatrzymaniu auta,Gambit wybiegł z auta, pozostali zrobili to samo.
-Można wiedzieć co wy odpierdalacie?! - wywarczał Wolverin wściekle. Piotr skrzywił się widząc co Gambit próbuje zrobić. A próbował wywołać wymioty.
-Łyczka? - spytał frywolnie Shadow wyciągając piersiówkę w stronę Wolverina. Ten ze złością zgarnął ją z dłoni złodzieja. Nie po to, aby się z niej napić, ale by ją powąchać.
-I co? - spytał Piotr, spoglądając na już lekko kołyszącego się Gambita.
Sporo śmierdzących ziół, a co gorsza opioidów - Wolverin westchnął rozcierając podstawę nosa- Są naćpani.
-Rozzweseleni - poprawił Shadow, wskazując palcem w górę. Obecnie przypominał bardziej wańkę-wstańkę niż szanowanego profesjonalnego złodzieja. Obaj na ten widok wepchnęli rozumiejąc co ich czeka.
-Dzwoneczku! - krzyknął nagle Shadow tocząc się w stronę Gambita, który wciąż usilnie próbował wywołać wymioty - Powiedziałbym coś na temat twojego gardziołka, ale sądzę, że byś się śmiertelnie obraził.
-Putain!To twoja wina - obruszył się Gambit.
-Mon? Ja ci kazzałem pić?- odparł urażonym głosem.
-Mieliśmy się spotkać i pogadać, a wyszło jak zwykle... - powiedział rozcierając podstawę nosa.
Po czterdziestu minutach dojeżdżali już do lotniska.X-van stał się wesołym autobusem... Pierwsze dziesięć minut Gambit zachowywał się względnie normalnie. Siedział z założonymi rękami z obrażoną miną. Starając się nie reagować na zaczepki rozweselonego Shadow. Po kolejnych dziesięciu minutach narkotyk zaczął działać. Gambit wyraźnie się rozluźnił, zaczęło się dowcipkowanie. Rechotanie z byle powodu...
Jaka jest różnica między cnotliwą, a nie cnotliwą dziewczyną?
Różnica kolejowa. Do cnotliwej jest pociąg, a do niecnotliwej kolejka.
Idą do nieba dwie duszyczki. Jedna białego dziecka, druga czarnego. Wita je u bramy święty Piotr. Ohhh, ale, ty słodki i uroczy mówi do białej duszyczki, ale masz śliczne białe nóżki a jakie śliczne białe rączki. Masz skrzydełka będziesz aniołkiem. Następnie św.Piotr odwraca się do czarnej duszyczki. Jaki ty słodki i uroczy,ale masz śliczne czarne nóżki a jakie śliczne czarne rączki i te czarne włoski i oczka. Masz skrzydełka będziesz muchą - na ten kawał nawet Wolverin zarechotał, niskim gardłowym śmiechem.
Gdy dojeżdżali do lotniska. Gambit zaczął reagować znacznie wolniej.Przysypiał oparty o ramię Sebastiana.
-Hej czarusiu - wymruczał Sebastian, gładząc włosy Gambita - Nie przysypiaj. W twoim obecnym stanie to niewskazane.
-Hmmm kręci mi się w głowie -mruknął Gambit otwierając oczy, przez chwilę pokręcił się nasiedzenie. Starając się zapanować nad wirem panującym w swojej głowię.
-Może lepiej będzie jak zostanę z tobą...
-Nie,musisz to załatwić, obiecałeś.... - wymamrotał znów kładąc głowę na ramieniu przyjaciela. Shadow westchnął.
-Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane... - powiedział oschle, Gambitnie zareagował - Ale zrobię to dla ciebie - dodał patrząc na śpiącego Gambita. Jego oddech był cichy i wolny.
-Jesteśmy -rzucił Wolverin stając na parkingu Kiss and Fly.
-Dzięki za podwózkę. Zaopiekujcie się nim - powiedział Shadow wysiadając,Gambit leżał na tylnym siedzeniu, mrucząc coś pod nosem -Mógłbyś się przesiąść? - zwrócił się do Rosjanina.
-Jasne.Nie martw się mamy najlepszego lekarza od mutantów w stanach -powiedział Piotr, wysiadając. Po chwili pochylał się nad śpiącym Gambitem i poprawiając pasy tak, aby bezpiecznie obejmowały go w pozycji leżącej.
-Nie to mnie martwi - mruknął Sebastian,przykrywając Gambita jego płaszczem, Piotr zmarszczył czoło -Nie krępujcie go czasem w nadgarstkach i unikajcie szpitalnego otoczenia. Nie przepada za tym - dodał, następnie pochylił się nad śpiącym i ucałował go w czoło - Doux rêves prince -wyszeptał, po czym oddalił się w stronę wejścia na lotnisko.
-Myślisz, że to jego chłopak? - spytał Wolverin ruszając, spoglądając na Piotra przez lusterko.
-Cóż ludzie plotkują... - zaczął niepewnie Piotr, ustawiając głowę Gambita na swoich kolanach - Ale to babiarz.
Dodaj komentarz