Nieoczekiwany ratunek
Nastała pierwsza majowa noc tego roku, była wyjątkowo ciepła jak na tę porę roku. Do tego całkowicie bezchmurna i bez wietrzna. Zdawało się, że niemal namacalnie można było wyczuć napięcie i ciężar dzisiejszej nocy. Z oddali było słychać wycie watahy wilków. Grupa czekała na znak, na odpowiedni moment rozpoczęcia akcji. Po 30 minutach oczekiwania w końcu dowodzący dał znak. Grupa ruszyła w stronę ogrodzenia, po chwili rozdzielając się na dwie mniejsze. Cześć ekipy przefazowała przez ogrodzenie, część przeskoczyła, bądź przeleciała. W końcu obie grupy dotarłszy do celu wdarły się do środka obiektu z dwóch stron. Szło dobrze, ochroniarze strzegący obiektu stawiali opór, ale grupa bez problemu ich unieszkodliwiła. Byli wyszkoleni przez byłego wojskowego, który zaliczył co najmniej trzy wojny, a do tego każdy z nich miał unikatowe umiejętności. Co mogło pójść więc nie tak? Dlaczego zawiedli mimo wyszkolenia, specjalnych mocy i umiejętności pracy w grupie? Ahh... Nie posiedli cech, które posiadali strażnicy i organizacja, którą starali się zniszczyć...Czegoś, czego nie mogli się nauczyć, nie mając styczności z ciemną stroną człowieczeństwa... Nie mając złych doświadczeń, nie pracując poza prawem i stosując ciosy poniżej pasa. A Hydra była organizacją podstępną i do szpiku kości złą. A ich ludzie składali się z najbardziej niebezpiecznych,przebiegłych i bezwzględnych, jakich tylko można było znaleźć na planecie Ziemia. Ludzie, którzy wychowali się w spokojnych i kochających domach, wychowanych przez dobrych ludzi, ludzi z zasadami, nie byli gotowi na taki wymiar okrucieństwa. Hydra była bezlitosna zarówno wobec swoich wrogów jak i pracowników. W porównaniu do x-menów, nie liczyli się z stratami w ludziach, .Gdy nadszedł kulminacyjny moment, który miał zdecydować o powodzeniu się akcji i przejęciu obiektu, x-meni przegrali ponieważ grali czysto, a ich bliskie kontakty osobiste okazały się utrudnieniem, a nie sprzymierzeńcem w walce. Gdy Jean miała kłopoty, Scott bez wahania porzucił swoją linię obrony,odsłaniając tym samym część swojej grupy na ataki broni palnej.To był pierwszy błąd. Kolejny pojawił, się kiedy brat chciał pomóc swojej siostrze, źle interpretując jej zachowanie. Trzeci najważniejszy błąd popełnił dowódca. Który widząc kłopoty swoich podopiecznych porzucił wcześniej ustalony plan i zaczął działać na własną rękę. Co za skutkowało tylko chaosem i luką,która w mig wykorzystali obrońcy obiektu.
*
Siedzieli w przeszklonych celach, czekając na najgorsze. Nie mogli uciec, ich moce zdezaktywowano za pomocą obroży. Część z nich obita i załamana siedziała wciśnięta w najdalszy kąt celi, co bardziej butni i zdeterminowani krążyli od ściany do ściany, z wyjątkiem jednego, którego przykuli do ściany. Czekali... Co jakiś czas wchodzili i wychodzili to naukowcy Hydry w swoich białych kitlach spoglądając na nich i pisząc coś w notatnikach, to pozostali pracownicy, wznoszący i wynoszący pozostałych więźniów do swoich cel. W sali na jakiś czas zapanowała cisza. Nikt nie wchodził, ani nie wychodził. Nawet okrzyki i płacz więźniów ucichł. W sali było słychać tylko nierówny i głośny oddech dwóch uwięzionych, których dopiero co oprawcy wrzucili do swoich cel.
-Przepraszam was – nagle rozległ się przytłumiony wentylacją głos ich dowódcy.
-Później będziemy nad tym dywagować co mogliśmy zrobić lepiej, Wolverin – odpowiedział Scott, stając pod otworami wentylacyjnymi, aby jego głos rozszedł się po pozostałych celach – Teraz skupmy się, nad obecną sytuacją i jak z niej wyjść.
-Umrzemy tu! - pisnęła Kitty, skulona w swojej celi leżącej na lewo od celi Scotta, a na prawo od Wolverina.
-Pokroją nas – dodał Kurt, również skulony z ranną na brzuchu, ledwie żywy. Z pod bandaży ciekła krew.
-Uspokójmy się, tylko spokój nas uratuje – powiedziała Jean podchodząc do szyby i patrząc na rannego Kurta, starając się ocenić w jak ciężkim jest stanie.
-Taa, jestem śmiertelnie spokojna, ale jak nam ma to pomóc w wydostaniu się, nikt z nas nie ma mocy... - powiedziała oschle Rogue, spoglądając na Wolverina, w nadziei, że ten coś wymyśli w końcu to on miał największe doświadczenie z nich wszystkich.
-Nie zgłosiliśmy się od co najmniej godziny, Profesor przyśle – powiedział butnie Scoot – Storm i Bestię?! I co – warknął nagle Wolverin wciekły – A może ruszy nam na odciecz osobiście z dzieciarnią na czelę, aby żołnierze Hydry mogli poćwiczyć strzelanie i porobić zakłady, który zastrzeli więcej?! - to twój genialny plan Summers – wywarczał Wolverin.
-To...- zaczął rozjuszony Cycklop, ale umilkł nagle słysząc syk rozsuwających się automatycznych drzwi. Do sali wszedł naukowiec, którego widzieli już tego wieczoru parokrotnie. Za każdym razem zabierał jednego z uwięzionych ze sobą i nigdy z nim nie wracał. Za nim szedł żołnierz, wysoki z szczupłymi, ale umięśnionymi nogami, wąskimi biodrami i szerokimi barkami, jego ruchy były lekkie i sprężyste niczym u kota. Nosił typowy pancerz Hydry, ciemny z elementami płytowymi z karbonu oraz zakrytą częścią twarzową. stanął na chwilę W dziwach przyglądając się sali.
-Pierwszy dzień w pracy po urlopie i już takie szambo... - mruknął naukowiec pod nosem spoglądając na celę z x-menami. Żołnierz również podążył za jego wzrokiem, lekko przekrzywiając głowę.
-Poczekaj chwilę spojrzę tylko co jest do zrobienia z kolejnym – wydał polecenie naukowiec. żołnierz skinął głowę, robiąc obchód sali. Przy dwóch celach zwolnił spoglądając przez dłuższą chwilę na numer celi to na mutantów.
-Przenieśli cię? - spytał naglę naukowiec znad konsoli, żołnierz nieznacznie odwrócił głowę w stronę naukowca.
-Z Francji – odpowiedział niskim, głębokim głosem, brzmiącym dość młodo z wyraźnym francuskim akcentem.
-W tamtej placówce lepiej? - dopytał naukowiec, żołnierz przeszedł na drugi koniec sali, stając przy celi Kurta.
-Porównywalnie – burknął żołnierz – Ale brak takich incydentów – dopowiedział wskazując na x-menów odchodząc.
-Wdarli się tu przed twoją zmianą – wyjaśnił naukowiec, odwracając się na obrotowym krześle w stronę x-menów. Żołnierz podszedł do niego.
-W mojej byłej placówce nie było tego typu udogodnień – powiedział żołnierz wskazując ręką na szyję.
-Aaaa to nowe cacka, od niedawna wprowadzone. Jeszcze tydzień temu były w fazie testów, ale się sprawdzają, te sukinkoty nie mogą używać swoich sztuczek, dzięki temu oszczędzamy na ochronie i środkach uspokajających – odparł z dumą naukowiec. Żołnierz jeszcze bardziej zbliżył się do niego.
-Pewnie ciężko się je wyłącza... – mruknął żołnierz stojąc ponad naukowcem.
-Phi – prychnął w odpowiedzi – Z tej konsoli można zrobić wszystko, nawet porazić ich prądem. Swoją drogą ten, kto wymyślał interfejs tego oprogramowania powinien puknąć się w głowę – żołnierz znad głowy naukowca śledził bacznie monitor, gdy ten pokazywał mu i tłumaczył budowę programu, co rusz wtrącając co by jego zdaniem należałoby zmienić lub dodać.
-A tu możesz wpuścić gaz – ciągnął naukowiec - Jeśli na twojej warcie dojdzie do czegoś... - urwał nagle krztusząc się i dławiąc, gdy stojący za nim żołnierz zaczął go dusić trzymaną w ręku żyłką. Naukowiec rzucał się w krześle, ale na oprawcy nie robiło to większego wrażenia. Cierpliwie czekał, trzymając morderczy uścisk na szyi naukowca. Po paru konwulsyjnych szarpnięciach opór naukowca znikł, żołnierz szybko zsunął z prawej ręki rękawice, sprawdzając puls naukowca. Na sekundę znieruchomiał, po chwili kiwnął głową, ściągając żyłkę i chowając ją w lewej kieszeni stroju. Prawą ręką sięgnął do kieszeni przypiętej biodrówki, która stanowiła jedyny element rozróżniający go od pozostałych żołnierzy Hydry. Z biodrówki wyjął parę rękawiczek, zrzucił z lewej ręki ciężką rękawicę Hydry, po czym założył rękawiczki bez palców. Znów sięgnął po coś do biodrówki, tym razem wyciągając rulon taśmy, od razu przystąpił do unieruchamiania nieprzytomnego naukowca. Skrępowanego naukowca bezceremonialnie rzucił pod ścianę. Wtedy w sali zaczęła narastać wrzawa, pojmani mutanci ruszyli się pod drzwi swoich cel, wołając o pomoc.
-Cisza - powiedział żołnierz na tyle głośno, aby usłyszeli go pojmani, ale nie na tyle, aby określić ton jego głosu jako krzyk. W sali zapadła cisza.
-Uwolnię was – powiedział żołnierz jego głos był spokojny, wręcz kojący zważając na sytuację i zdecydowany – Ale będzie to wymagać współpracy i bezwzględnego posłuszeństwa, jeśli wszyscy mamy z tego wyjść cało – dodał już bardziej twardym przywódczym tonem, spoglądając na x-menów.
-Najpierw wyłączę wasze obroże, potem otworzę drzwi, zachowacie spokój – mówił wolno, spoglądając nerwowo na zegarek wyciągnięty z kieszeni – I czekacie na dalsze instrukcję...
Po paru przedłużających się chwilach używając identyfikatora naukowca, wyłączył obrożę. Mutanci odetchnęli z ulgą, w następnej chwili drzwi ich cel rozsunęły się z sykiem. Jean od razu wbiegła do celi Kurta, ponieważ mutant od dłuższej chwili nie dawał znaku życia. Scott promieniami odstrzelił łańcuchy Wolverina. W sali rozległ się przeraźliwy alarm. Światła w sali nagle zgasły, zapalając się ponownie na czerwone i migające.
-Wszyscy pod tą ścianę i gleba – krzyknął nieznajomy. Zgromadzeni jak na komendę rzucili się pod wskazane miejsce, przywierając do podłogi. Żołnierz również padł zasłaniając uszy rękoma. Sekundę później rozległ się huk następujących po sobie eksplozji. Ostatnia eksplozja nastąpiła na przeciwległej ścianie sali. Przez dłużej nieokreślony czas, niczym zawieszeni w chwili, mutanci leżeli skurczeni na podłodze. W uszach bił niesłychany ból i pisk, pył opadał z wolna. Wtedy usłyszeli krzyk nad sobą – Ruchy! Do tunelu! Ruszyli bez zastanowienia, bo cóż innego mogli zrobić. Byli zdani na plan, nieznajomego. Z tunelu wyłoniła się grupka zbrojnych, x -meni zesztywnieli oczekując ataku, ale na widok wybuchu radości ze strony części żołnierzy, wnet zrozumieli, że oni również są częścią planu.
-Scott z Kurtem jest źle! - krzyknęła Jean trzymając niebieskiego mutanta w rękach. Nim Wolverin i Cyclops zbliżyli się do rannego, do pary doskoczył żołnierz.
-Co robisz?! - usłyszeli Jean.
-Ratuje – wyrzucił żołnierz spiesznie zdejmując przekrwione bandaże – z blizną da się żyć - dodając po chwili kiedy jego ręce rozpromieniała jaskrawa energia. Wolverin ze Scottem byli już przy nich gdy, nagle Kurt przeraźliwie krzyknął, a spod ręki żołnierza zaskwierczała skóra Kurta. Nagle nad grupą uniósł się obrzydliwy zapach spalonego ciała i futra Kurta. Żołnierz nieczekając na podziękowania roztrącił mężczyzn, ruszając w stronę jednego z żołnierzy, który wyszedł z tunelu. Zamienił z nim kilka niesłyszalnych w chaosie ucieczki słów po czym zniknął w dymie.
Wolverin wydał krótkie rozkazy grupie, X-meni jako ostatni ruszyli biegiem za resztą uciekinierów do tunelu. Na przodzie biegł Wolverin z Kurtem na rękach następnie Rogue, Jean, Kitty, stawkę zamykał Scott. Nigdzie nie było śladu tajemniczego żołnierza. Początkowa wyrwa w ścianie przerodziła się w szeroką i dobrze zabezpieczoną sztolnię. W końcu byli w górach skalistych, ale przed misją nie było żadnej wzmianki o możliwych kopalniach w okolicy bazy Hydry.Gdy pokonali jakieś 300 metrów chodnika, nagle za ich pleców zaczął się rozchodzić pomruk, a następnie coraz to głośniejsze wybuchy i świsty, występujące w regularnych odstępach. Belki stropowe zaczęły niebezpiecznie drżeć, a skały zaczęły się osypywać. Przyspieszyli, widząc co się szykuje. Po kolejnych 200 metrach zobaczyli wylot sztolni, jeden z organizatorów ucieczki ponaglał ich ruchem ręki.
-Zaraz wszystko wysadzi! - krzyknął u wejścia. Wybiegli na mały zarośnięty plac na stoku lasu, na którym stały terenówki i pikapy. Jean od razu przyłożyła dłonie do skroni szukając obecności Profesora w pobliżu. Od wejścia do sztolni buchał dym i pył, przez górę przechodziła seria wstrząsów.
-Odsunąć się – rozkazał mężczyzna stojący przy wejściu. Chwilę później z zawalającej się kopalni wybiegł żołnierz, który momentalnie skręcił ostro w lewo jednocześnie przywierając do skalnej ściany, osłaniając głowę prawą ręką. Z wylotu sztolni buchnął pył i odłamki skalne, następnie wejście zawaliło się, rumorem skalnym i starymi belkami stropowymi.
-Jesteś niesamowity już nigdy nie będę kwestionować wysokości twoich usług. Są warte swojej ceny – wydał głos jako pierwszy starszy mężczyzna, podchodząc do żołnierza z butelką wody. Tajemniczy najemnik zdjął hełm. Im oczom okazał się młody mężczyzna z intensywnie kasztanowymi włosami, część jego twarzy nadal zasłaniała czarna materiałowa kominiarka, która zasłaniała prawie wszystko za wyjątkiem czarcich oczu. Na ich widok x- meni wydali ciche westchnienie, poznając od razu tożsamość mężczyzny. Od północnej strony zbliżał się już black bird. Mężczyzna z wolna zdjął kominiarkę, przecierając spoconą twarz. Starszy mężczyzna stojący naprzeciw niego podał mu butelkę z wodą, ten bez zahamowania wziął ją upijając połowę zawartości naraz, a resztę wylewając sobie na twarz i głowę.
-Zagotować się można w tych ich zbrojach... - mruknął, zdejmując górną cześć pancerzu, przy podciąganiu rąk do góry jękną cicho.
-Gambit – syknął Wolverin podchodząc do najemnika – Każdego bym się spodziewał, ale nie ciebie - Na te słowa na twarzy chłopaka wykwit szyderczy uśmiech.
-Ooo tęskniłeś? – wydał z siebie przeciągle nieco piszczącym głosem, uśmiech nadal nie zszedł mu z twarzy – Ale nie myśl, że nie wystawię wam rachunku, ja nie pracuje w fundacji charytatywnej – dopowiedział po chwili, z ust Wolverina zaczęły wydawać się ciche pomruki warczenia. Nie czekając na reakcję Logana, odwrócił się do starszego mężczyzny.
-Mimo pewnych zmiennych wszystko poszło po dobrej myśli – zaczął spoglądając wymownie w stronę x- menów, którzy już szykowali się do opuszczenia miejsca. Black Bird wylądował na pobliskiej polanie – Ja wywiązałem się z umowy – dodał.
-Oczywiście, świetnie się spisałeś. Drugą część dostaniesz w umówionym miejscu, a motocykl stoi zaparkowany tam – wskazał ręką, Gambit lekko się ukłonił, po czym skierował się w stronę wskazanego miejsca. Gdy doszedł do ukrytego motocykla crossowego, dobiegła do niego Rouge.
-Dzięki – powiedziała nieco zmieszanym głosem odgarniając pasmo włosów za ucho.
-C'est rien – odparł z lekkim uśmiechem – Teraz jesteśmy kwita mon cher.
-Ale jak – zaczęła, przerwał jej ruchem ręki – Nie czas i nie miejsce na takie wyjaśnienia, zaraz będą tu agenci S.H.I.E.L.D. oraz od groma innych służb, znikajcie – dodał z naciskiem – Rogue chciała jeszcze coś powiedzieć, ale znów jej przerwał. Tym razem jednym szybkim ruchem włożył jej coś do ręki, po czym zamknął kask i odjechał jadąc wąską ścieżką w dół stoku. Stała jeszcze chwilę wpatrzona jak sylwetka Cejuna znika za drzewami.
-Rogue ruszamy – krzyknął Scott przerywając letarg dziewczyny. Pobiegła za schodzącą grupą, Jean leciała z Kurtem jako pierwsza do samolotu.
*
Chwilę po starcie samolotu z okien rozciągał się widok na zniszczoną bazę Hydry, Pierwsi agenci S.H.I.E.L.D już przybywali na miejsce.Bestia z Jean zajmowali się Kurtem, Scott z Wolverin siedzieli na przodzie samolotu składając raport Profesorowi. Wtedy przypomniała sobie, że coś dostała, powoli rozchyliła dłoń, na widok prezentu momentalnie ściągnęła brwi. Obróciła przedmiot parokrotnie w dłoni, po czym w mig zrozumiała. Gwałtownie wstała miejsca przepychając się przed siedzącą Kitty.
-Profesorze to pilne – wpadła między rozmawiających – Zostawił mi to – dopowiedziała pokazując przedmiot trzymany w ręku.
-Według ciebie figurka żaby jest dla ciebie pilna? - powiedział drwiącym tonem Scott.
-To nie figurka tylko pendrive – odparła Rogue nieco zdenerwowana na zachowanie Scotta.
Dodaj komentarz